środa, 3 lutego 2016

Polecam powieść „Imię róży” Umberto Eco



Fabuła…
            Wydana w 1980 roku powieść osadzona w realiach średniowiecza autorstwa Umberto Eco pt: „Imię róży” jest do dnia dzisiejszego uznawana za jedną z najlepszych na świecie.  Wielowątkowa, fikcyjna fabuła osadzona w historycznych realiach robi ogromne wrażenie i nie pozwala oderwać czytelnikowi oczu od stronic książki.  Akcja ponad siedmiuset stronicowej powieści trwa tydzień i rozgrywa się w benedyktyńskim opactwie, gdzieś w północnych Włoszech (…).
            Mamy listopad 1327 roku. Do opactwa położonego na szczycie góry, słynącego ze wspaniałej biblioteki, przybywa uczony franciszkanin, Wilhelm z Baskerville oraz jego towarzysz, uczeń i sekretarz w jednej osobie Adso z Melku. W klasztorze panuje ponury nastrój. Opat zwraca się do Wilhelma z prośbą o pomoc w rozwikłaniu zagadki tajemniczej śmierci jednego z mnichów. Sprawa jest nagląca, gdyż za kilka dni w opactwie benedyktyńskim ma się odbyć ważna debata teologiczna, w której wezmą udział dostojnicy kościelni, z wielkim inkwizytorem Bernardem Gui na czele. Tematem debaty ma być (historyczny) spór papieża Jana XXII z zakonem franciszkanów wspieranym przez wrogiego papieżowi cesarza Niemiec, Ludwika Bawarskiego. Obie strony spierają się o zagadnienie ubóstwa Chrystusa, który według franciszkanów nie posiadał nic na własność i całe życie był biedny. Oczywiście opływającemu w bogactwo Janowi XXII i jego kardynałom takie nawołujące do ubóstwa, poglądy głoszone między innymi w Italii się nie podobają.

Sprawa komplikuje się coraz bardziej, dzień teologicznej dysputy zbliża się „wielkimi krokami”, pojawiają się nowe ofiary, a przenikliwy „detektyw” z Anglii Wilhelm z Baskerville orientuje się, że wyjaśnienia mrocznego sekretu należy szukać w klasztornej bibliotece. Bogaty księgozbiór, w którym nie brak dzieł uważanych za niebezpieczne (heretyckie) mieści się w salach tworzących labirynt. Intruz może tam łatwo zbłądzić, a nawet - jak opowiadają mnisi – postradać zmysły i zostać opętany przez demona.
           
Fakty historyczne…
            Powieść „Imię róży” podobnie jak „Trylogia Sienkiewicza” jest osadzona w prawdziwym świecie, a bohaterowie w mniejszym lub większym stopniu uczestniczą w prawdziwych, historycznych wydarzeniach. Papież Jan XXII żył naprawdę, był następcą Klemensa V. Rozpoczął swój pontyfikat w 7 sierpnia 1316 roku, dwa lata po śmierci Klemensa V. Okoliczności wyboru Jana XXII na władcę Państwa Kościelnego są bardzo tajemnicze. Wiemy, że po śmierci Klemensa V w 1314 roku nastąpił dwuletni wakat na tronie papieskim. Kardynałowie zebrali się na konklawe w Lionie (Francja), aby wybrać nowego papieża. Ostatecznie dzięki interwencji króla Francji Filipa V kardynałowie zostali zmuszeni do wybrania 70 – letniego biskupa d'Euse, który przyjął imię Jan XXII. Z racji jego wieku spodziewano się krótkiego pontyfikatu, nikt nie spodziewał się, że nowo wybrany papież będzie pełnił swoją posługę przez 18 lat, rozpęta spór z zakonem franciszkanów i podważy dogmat o Kulcie Świętych. Jan XXII uważał, że zarówno św. Franciszek, jak i inni zmarli oczekują na Sąd Ostateczny, a co za tym idzie nie mogą się wstawiać za ludźmi żywymi. Modlitwa o ich wstawiennictwo nic nie da. Takie poglądy były sprzeczne z naukami Kościoła o odpustach i w pewnym sensie podważały, opracowany w XIII wieku dogmat o czyśćcu. „Przez wieki powtarzano pogłoskę, iż uważał, że piekło nie istnieje, czego musiał wyrzec się tuż przed samą śmiercią, ponieważ nie otrzymałby ostatniego namaszczenia. W rzeczywistości podawał własną interpretację spraw ostatecznych, tego, co dzieje się z duszami po śmierci i kiedy dusze "oglądać będą Boga twarzą w twarz". Przez swych oponentów zmuszony do publicznego oświadczenia, iż wypowiadał swoje poglądy, jako osoba prywatna. Zapoczątkowana przez niego dyskusja na temat losów duszy ludzkiej doprowadziła jego następcę Benedykta XII do oficjalnego zdefiniowania problemu i aktualna jest po dzień dzisiejszy” (cytat z wikipedii).
            Z Janem XXII (1316 – 1334) związane są jeszcze dwie ciekawe historie. Pierwsza dotyczy roku 1311, kiedy był on jeszcze zwykłym biskupem i brał o udział w soborze w Vienne, na którym podjęto decyzję o kasacji zakonu templariuszy. Podobno Jan XXII był wielkim krytykiem templariuszy, uważał ich za heretyków. Jak wiemy templariuszy aresztowano 13 października 1307 roku, torturowano przez kilka lat i ostatecznie wielu spalono na stosie za herezję. Według niektórych historyków templariusze, którzy przeżyli założyli loże masońskie na terenie Szkocji (tezę taką głosi Alfred J. Palla w książce pt: Całun Turyński). 
            Druga ciekawa historia wydarzyła się na konklawe po śmierci papieża Klemensa V w 1314 roku. Kilka grup, skłóconych ze sobą kardynałów przez dwa lata nie potrafiło wybrać kolejnego przywódcy Państwa Kościelnego. Po dwuletnim wakacie ostatecznie wybór padł na 70 – letniego biskupa d'Euse, który przyjął imię Jan XXII. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że za takim wyborem stał król Francji, Filip V, który kazał zamknąć kardynałów na klucz, zmniejszać racje żywnościowe i nie wypuszczać póki nie wybiorą kolejnego papieża. Podobno ludzie bliscy królowi oraz sam biskup d'Euse rozpuszczali plotkę, że jest on ciężko chory i niedługo umrze. Kardynałowie dali się nabrać, tym bardziej, że d'Euse miał wówczas 70 lat. Liczono na krótki pontyfikat, ale ostatecznie Jan XXII zasiadał na tronie św. Piotra przez 18 lat.
            Akcja powieści „Imię róży” rozgrywa się w czasie pontyfikatu Jana XXII. Wspomniany inkwizytor Bernard z Gui przewodzi legacji papieskiej i ma wrogie nastawienie w stosunku do wszystkich heretyków oraz zakonów medykanckich, w tym franciszkanów. Z drugiej strony mamy legację franciszkanów dowodzoną przez Michała z Ceseny, postać historyczną (był szesnastym generałem zakonu franciszkanów założonego w 1209 roku przez św. Franciszka z Asyżu). W powieści „Imię róży” obie legacje spotykają się w opactwie benedyktyńskim i dyskutują o swoich racjach. Poza nimi udział w dyskusji bierze Wilhelm z Baskerville franciszkanin i zarazem wysłannik od wrogiego papieżowi cesarza Niemiec (Ludwika Bawarskiego)
             

Bohaterowie powieści:
Wilhelm z Baskerville to główny bohater tej fascynującej powieści, która w znacznym stopniu porusza zagadnienia historyczne. Wilhelm należy do franciszkanów, zakonu założonego w 1209 roku przez włoskiego duchownego Franciszka z Asyżu. Warto wspomnieć, że Franciszek w roku 1228 został kanonizowany (uznany za świętego) przez papieża Grzegorza IX. Franciszkanie zaliczali się do tzw. grupy „zakonów żebrzących”, często nazywano ich zakonami medykanckimi. Pierwsze zakony tego typu powstały w XI wieku. Najczęściej zakładali je ludzie głęboko religijni, sprzeciwiający się ogromnemu bogactwu i rozpuście panującej w Kościele.
            Grupy medykanckie, oczywiście z wyłączeniem franciszkanów założonych przez św. Franciszka z Asyżu, z biegiem czasu nazwano heretykami. Kościół zwalczał je w sposób bezwzględny, co zresztą ukazuje m.in. Umberto Eco w książce „Imię Róży”. Można wymienić wiele mniej i bardziej groźnych grup heretyckich, które w średniowieczu były zwalczane przez inkwizytorów i władze świeckie. W powieści Umberto Eco (osadzonej w pierwszej połowie XIV wieku) pojawiają się m.in. waldensi, katarzy oraz apostołowie brata Dulcyna, dla których Inkwizycja nie miała litości.
            Inne zakony medykanckie, które razem z franciszkanami dotrwały do naszych czasów i są w dalszym ciągu uznawane przez Kościół to: dominikanie (założeni w 1216 roku przez Dominika Guzmana), augustianie (1256) oraz karmelici (założeni przez Bertolda z Kalabarii w 1156 roku).
            Wilhelm z Baskerville w młodości był inkwizytorem, czyli członkiem czegoś w rodzaju „kościelnej policji”, która od XIII do XIX wieku nawracała i karała heretyków – najczęstszą karą były tortury i spalenie na stosie. Dla każdego katolika jest to niewątpliwie, tak samo jak wyprawy krzyżowe najsmutniejszy okres historii Kościoła. W okresie tym kilkaset tysięcy niewinnych osób spalono na stosie za poglądy sprzeczne z nauką Kościoła, osoby te często zrzeszały ludzi biednych i nie stanowiły zagrożenia. Zdarzały się oczywiście wyjątki takie jak sekta brata Dulcyna, która mordowała bogatych mieszczan i duchownych.
            Jako ciekawostkę można dodać, że kiedy pojawiły się pierwsze grupy heretyków (ok. XI wieku) duchowni najczęściej starali się z nimi polemizować – w przeciwieństwie do władz świeckich, które opowiadały się za rozwiązaniami siłowymi. „W połowie XII wieku Bernard z Clairvaux pisał, że heretyków należy zwalczać przy pomocy argumentów, a nie broni. Duchowni w tym okresie często potępiali samosądy oraz arbitralne działania władz świeckich przeciwko heretykom (takie jak egzekucje w Goslarze w 1051 czy lincze w Kolonii i Liege w 1144). Generalnie jednak, mimo dawania pierwszeństwa przekonywaniu, większość duchownych (nie wyłączając Bernarda z Clairvaux) przyjmowała, że jeśli herezja została udowodniona, a heretyk uporczywie odmawia podporządkowania się Kościołowi, ten ostatni ma prawo odwołać się do pomocy władzy świeckiej [która karze herezję śmiercią – przypis autora]. Jednym z nielicznych wyjątków był biskup Wazo z Liege, który, odwołując się do ewangelicznej przypowieści o pszenicy i chwaście uważał, że heretyków należy zostawić w spokoju”[1]. (cytat z wikipedii)
            Wróćmy do meritum, czyli postaci Wilhelma z Baskerville, który nie potrafił się odnaleźć w roli inkwizytora dlatego zrezygnował z tej „zaszczytnej” funkcji i udał się na studia do Oksfordu (Anglia). Tam badał naturę i zapoznał się z naukami Roberta Bacona (postać historyczna), które zmieniły jego życie. Wilhelm często opisuje wady inkwizytorów. Według niego ból zadawany na torturach sprawia, że „wszystko coś zasłyszał, coś czytał, wraca ci do głowy, jakby uniesiono cię, lecz nie do nieba, ale ku piekłu. Na mękach powiadasz nie tylko to, czego chce inkwizytor, ale też to, co w twoim mniemaniu może być mu miłe, by ustanowiła się więź między nim a tobą (…) sam należałem do tych ludzi, którzy uważają, że za pomocą rozpalonych cęgów dobywają prawdę”[2]. Przytoczony cytat jest jednym z kilku momentów, w których Wilhelm wspomina ten smutny okres swojego życia. O wiele częściej mówi o tym, czego nauczył się na studiach w Oksfordzie od swojego mistrza franciszkanina Roberta Bacona.
            Robert Bacon jest postacią historyczną, żył w latach 1214 – 1292. Do jego nauk większość, współczesnych mu, uczonych podchodziła z nieufnością z powodu jego śmiałych hipotez. Niektórzy podejrzewali go o kontakty z siłami nieczystymi. Moim zdaniem Roger Bacon jest, obok św. Augustyna i św. Tomasza z Akwinu, jednym z najbardziej fascynujących myślicieli średniowiecza. Najbardziej niesamowite jest to, że niektóre jego hipotezy, przewidywania spełniły się dopiero w XX wieku. Bacon twierdził, że „Mogą być zbudowane okręty poruszające się bez wioślarzy, mogące żeglować zarówno po rzekach, jak i po morzu, prowadzone przez jednego człowieka, z większą prędkością niż gdyby były pełne wioślarzy. Podobnie można skonstruować wozy jeżdżące bez użycia zwierząt pociągowych, napędzane niewiarygodną energią, tak jak podobno jeździły uzbrojone w kosy rydwany starożytnych. Mogą być zbudowane maszyny latające, takie, że człowiek siedzący wewnątrz maszyny będzie nią kierował za pomocą pomysłowego mechanizmu i leciał przez powietrze jak ptak. Ponadto można sporządzić przyrządy, które choć same niewielkie, wystarczą, aby podnieść lub przytłoczyć największe ciężary... Mogą też być skonstruowane przyrządy podobne do tych, które wykonano na rozkaz Aleksandra Wielkiego, służące do chodzenia po wodzie lub do nurkowania”[3].
            Wilhelm z Baskerville główny bohater powieści „Imię róży” często wspomina swojego mistrza Rogera Bacona i jego przepowiednie, o tym, że kiedyś będą istniały maszyny latające. Poza tym sam korzysta z najnowocześniejszych zdobyczy techniki takich jak okulary, których zazdroszczą mu mnisi pracujący w klasztornym skryptorium (czytelni). Sam o okularach wypowiada się tak: „ (…) kiedy człowiek przekroczy połowę żywota, to choćby wzrok miał zawsze wyborny, oko twardnieje i nie chce już dostosować źrenicy, wskutek czego wielu ludzi uczonych jest jakby martwych dla lektury i pisania po osiągnięciu pięćdziesiątej wiosny. Wielka bieda dla tych, którzy mogliby dzielić się jeszcze przez wiele lat najlepszą cząstką swej mądrości. Z tego powodu chwalić trzeba Pana Naszego za to, że ktoś wymyślił i zrobił ten instrument. I mówił mi to, żeby wesprzeć teorie Rogera Bacona, który utrzymywał, że celem wiedzy jest także przedłużenie ludzkiego życia. („Imię róży” – str. 114).

            Bernard Gui (ur. w 1261 lub 1262 w Royères w centralnej Francji, zm. 1331 w zamku Lauroux w północno-zachodniej Francji) jest postacią historyczną.  Dominikanin, historyk Kościoła, inkwizytor i biskup, autor podręcznika inkwizycji Practica Inquisitionis Haereticae Pravitatis. Bernard łącznie wydał 931 wyroków, w tym 41 osób skazał na śmierć, 17 nakazał odbycie pielgrzymki, 308 osób skazał na więzienie, a 136 osobom nakazał noszenie krzyży. Swoją działalnością przyczynił się do zniszczenia sekty katarów w południowej Francji[4]
            Wiedza oraz wątki historyczne poruszone w powieści przez Umberto Eco są godne podziwu. Akcja książki Imię róży” dzieje się w realnym świecie, w którym trwa konflikt między papieżem Janem XXII (oraz stojącym po stronie papieża królem Francji) i królem Niemiec Ludwikiem Bawarskim. Spór toczy się o nauki głoszone przez braci z zakonu franciszkanów. Wszystkie postacie historyczne są pokazane w sposób prawdziwy. Nawet słowa inkwizytora Bernarda Gui, który tłumaczy o tym jak można rozpoznać heretyków pochodzą z jego podręcznika inkwizycji Practica Inquisitionis Haereticae Pravitatis. Tak więc Umberto Eco na stronie 557 „Imienia róży” nie zmyśla tylko wkłada w usta Bernarda Gui jego własne poglądy: „Stronników herezji można rozpoznać na podstawie pięciu wskazań dowodowych. Po pierwsze, to ci, którzy odwiedzają heretyków w ukryciu, gdy owi są trzymani w więzieniu; po drugie, ci, którzy opłakują ich schwytanie i byli w swym życiu ich bliskimi przyjaciółmi (trudno bowiem, by o działaniach heretyka nie wiedział ten, kto długo go odwiedza); po trzecie, ci którzy utrzymują, że heretycy zostali skazani niesprawiedliwie, nawet gdy dowiedziono im winy, po czwarte, ci którzy krzywo i z naganą patrzą na tych, co ścigają heretyków i z powodzeniem głoszą przeciw nim kazania; poznać da się to po oczach, nosie, po wyrazie twarzy, choć starają się go ukryć, okazując iż nienawidzą tych, którzy wywołują w nich gorycz, kochają zaś tych, nad których niełaską ubolewają. Wreszcie piątym znakiem jest, że zbierają spopielone kości spalonych heretyków i czynią z nich przedmioty czci… Ale ja przywiązuję najwyższą wagę do szóstego znaku i uznaję za jawnych przyjaciół heretyków tych, w których księgach (nawet jeśli nie obrażają one otwarcie prawomyślności) heretycy znaleźli przesłanki do swoich przewrotnych argumentacji”.


Autor: Tomasz Chełkowski

Kontakt: 
ziemialubawska@protonmail.com







Wszelkie prawa zastrzeżone!
Jeśli chcesz skorzystać z moich materiałów najpierw zapytaj mnie o zgodę ;)





[1] Hasło: Inkwizycja - http://pl.wikipedia.org/wiki/Inkwizycja
[2] Umberto Eco, Imię róży, s. 92.
[3] R. Bacon, Epistola de secretis operibus artis et naturae, tłum. Bolesław Orłowski [w:] L. Sprague De Camp, Wielcy i mali twórcy cywilizacji, Wiedza Powszechna, Warszawa 1968, s407. (Znalezione w Andrzej Kajetan Wróblewski, Historia Fizyki,PWN, Warszawa 2006).
[4] Hasło: Bernard Gui - http://pl.wikipedia.org/wiki/Bernard_Gui